Kiedy zastanawiałam się od czego zacząć opowiadanie o debiucie Malwiny A. Tylewicz, od razu przyszła mi na myśl gęsta atmosfera Mroczyc, czyli niewielkiego miasteczka, w którym dzieje się akcja. Czytając miałam wrażenie, że atmosfera gęstnieje, chwilami zdaje się oblepiać jak gęsta mgła, z której trudno się wyswobodzić. Takie powolne narastanie atmosfery strachu i bardzo powolne cofanie się w historii by dotrzeć do rozwiązania spowodowało, że nie mogłam się od książki oderwać. I mimo, że pod koniec zaczęłam się domyślać co się wydarzyło między Weroniką a Pawłem, to jednak rozwiązanie całości pozostało dla mnie zagadką niemal do końca.
No właśnie. Weronika i Paweł, dwoje głównych bohaterów książki. Nikt nie wie, co się stało, że nagle rozstała się z Pawłem, zerwała kontakty z rodziną i wyjechała z Mroczyc – a teraz po 10 latach nagle wraca. Paweł jest właścicielem piekarni, w której można także zjeść smakowite ciastka. Mmmm … Opisy świeżutkich, właśnie upieczonych rogalików miętowo-czekoladowych były tak sugestywne, że miałam ochotę natychmiast zjeść nie tylko jednego 🙃 . Wracając do naszej zakochanej pary. Mówi się, że “stara miłość nie rdzewieje”. I tak jest w przypadku Wery i Pawła, choć minie jeszcze jakiś czas, zanim wszystko sobie wyjaśnią i podejmą dalsze decyzje. Można by się spodziewać oczywiście szczęśliwego zakończenia, ale … No właśnie – tu nic nie jest takie proste i oczywiste, jak się wydaje. Każdy ma swoje tajemnice. W przypadku Weroniki sięgają one głęboko.
Powolne odsłanianie się różnych tajemnic poszczególnych osób przypomina mi kocioł z coraz bardziej gotującą się zawartością, która nagle zaczyna kipieć. Bo okazuje się, że jedna tajemnica jest powiązana z inną, a to co się wydarzyło w życiu jednej osoby, mocno wpłynęło na inną. Czy nie tak dzieje się w życiu?
Małe miasteczka wydają się być miejscami wręcz nudnymi. Mieszkańcy żyją wypracowanym przez lata rytmem, pielęgnują rutynę. Jest spokojnie i cicho. Mroczyce zdają się być takie do czasu, gdy nad brzegiem położonego opodal jeziora nie zostaje znalezione ciało miejscowego pijaka, starego Zabudy. Mieszkańcy są wstrząśnięci. Starszy człowiek oprócz tego, że nałogowo pił, z nikim nie miał na pieńku, nawet pijany nie był agresywny. Kto mógł popełnić taki straszny czyn?
I tutaj wszystko zaczyna się gmatwać. Bo Weronika, która właśnie niespodziewanie wróciła do Mroczyc oraz zamężna Eliza, która w Mroczycach została, to córki zamordowanego Zabudy. Wera przyjechała na usilne namowy siostry, która po śmierci niedawno zmarłej matki chce sprzedać ich dom i potrzebuje do tego podpisu siostry na akcie notarialnym. Powrót Weroniki w tym samym dniu, w którym znaleziono ciało ojca, jest dla prowadzących śledztwo policjantów mocno podejrzany …
Autorka umiejętnie wplotła w historię temat przemocy domowej. Po raz kolejny okazuje się, że za fasadą kochającej się rodziny czy małżeńskiej sielanki tak naprawdę może kryć się dramat krzywdzonej osoby. Może warto czasem bacznie przyjrzeć się co się dzieje w naszym sąsiedztwie? Choć oczywiście nie namawiam tu do podejrzewania wszystkich dookoła!
Powiem szczerze, że książkę czytało mi się bardzo dobrze. Nie tylko ze względu na powikłaną historię i różne wątki, cofanie się w przeszłość (to lubię) i zaskakujące mnie rozwiązanie, ale także na postacie, które wzbudzały we mnie żywe uczucia – niektóre nawet większe niż Wera czy Paweł. Nie mogę nie wspomnieć tu o pani Róży “trajkoczącej jak katarynka i z powodzeniem zastępującej radio”. Początkowo wzbudzała we mnie silne negatywne uczucia, ale potem … No cóż, nie będę zdradzać szczegółów. Zachęcam za to do przeczytania, a ja będę czekać na kolejną książkę autorki.
Książkę mogłam przeczytać dzięki udziałowi w Book Tourze, zorganizowanym przez autorkę www.facebook.com/malwinaarleta.tylewicz/
Dziękuję za recenzję, cieszę się, że historia wzbudziła tyle emocji. Pozdrawiam serdecznie. Malwina A. Tylewicz