Eve Lauda “W cieniu Łowcy”

Kiedy dotarła do mnie książka Evy Laudy “W cieniu Łowcy” – mój patronat – zaczęłam od razu ją czytać. Jest objętościowo dosyć gruba, liczy bowiem 365 stron. Ale już od początku “zapunktowała” u mnie tym, że ma miękką okładkę, co sprawia, że przy tak dużej objętości, książka nie staje się po pewnym czasie męczącym ciężarem. A skoro o okładce mowa, to przyciąga uwagę. Sylwetki mężczyzny i kobiety ciągnących walizki i trójki dzieci – dwóch dziewczynek i najmłodszego chłopca. W tle nie rzucająca się na pierwszy rzut oka sylwetka wzbijającego się do lotu samolotu. A u góry zarys ręki trzymającej pistolet wymierzony w kogoś. Jest jeszcze czerwona plama w górnym prawym rogu. U dołu tekst “Jak długo ucieczka może być dobrym rozwiązaniem, gdy czujesz na plecach oddech zła?” Muszę przyznać, że ta okładka to idealne streszczenie książki. Oto Marietta i Gaspar Martelli, kochający rodzice trójki dzieci: Antoni, Lullu i Rocco, zostawiają dzieci pod opieką kochających dziadków, Franco i Bellini i jadą na romantyczną wycieczkę tylko we dwoje. Nie wiedzą jeszcze, że to ich ostatnie wspólne chwile. Podczas robienia zdjęć znajdują ukryte w dziupli drzewa zawinięte w foliowy worek narkotyki. Przy próbie ich wyjęcia worek rozdziera się i cały biały proszek wysypuje się na ziemię … Wkrótce szalejący z niepokoju dziadkowie i dzieci słyszą druzgocącą wiadomość. „W pobliżu oddalonego o sto sześćdziesiąt osiem kilometrów od ich domu Wiesensee znaleziono przykryte gałęziami zwłoki dwójki młodych ludzi”. To były zwłoki Marietty i Gaspara, zastrzelonych przez gangsterów, którzy widzieli jak narkotyki wysypują się z rozdartego worka na ziemię. Narkotyki, za które gangsterzy żądają od Franco milion dolarów, dzwoniąc do niego z tym żądaniem dokładnie rok po zamordowaniu Marietty i Gaspara. „Jesteś nam winien pieniądze i masz tydzień czasu na ich oddanie, bo jeśli nie, to dobierzemy się do twoich wspaniałych wnucząt! Żonkę też masz niezłą”. Od tej chwili Bellini i Franco zaczynają uciekać, chcąc uchronić przed bezwzględnymi bandziorami nie tylko siebie, ale przede wszystkim ukochane wnuki. Niestety – to nie takie łatwe. Dzieci, które dopiero niedawno odzyskały kruchą równowagę po stracie rodziców, potrzebują bardzo czegoś stałego. Nagły wyjazd, potem w bardzo szybkim czasie kolejny i znowu kolejny – gangsterom bowiem nie tak łatwo uciec, a i policja ma w swoich szeregach ludzi przekupnych – powoduje w nich lęk, a nawet bunt. Akcja przenosi się z Frankfurtu do Paryża, następnie przez Hiszpanię i Australię do Polski. To tam, w stoczni znajdującej się w rodzinnym miasteczku Bellini, Gradowcu, rozegra się finał całej historii. Muszę przyznać, że choć na początku sceptycznie patrzyłam na objętość książki, to po rozpoczęciu czytania nie oderwałam się aż do końca. Może jestem naiwna, ale autorka zaskoczyła mnie od samego początku. Opis całej sytuacji na plaży z narkotykami, a potem ucieczki Marietty i Gaspara zakończonej ich śmiercią to jeden z przykładów świetnego, malarskiego operowania słowem. Eve Lauda nie napisała czegoś w stylu „dostał serię z pistoletu. Plama krwi coraz bardziej się powiększała, aż w końcu spojrzał martwymi oczami na ukochaną żonę z roztrzaskaną głową. Gaspar Marietti nie żył”. Nie. Autorka ujęła to naprawdę wręcz delikatnie i powiedziałabym z czułością i szacunkiem do swoich postaci. „Otworzył usta; chciał jej powiedzieć, żeby trzymała się dzielnie, że zaraz, natychmiast sprowadzi pomoc, ale nie mógł nic powiedzieć, bo chociaż bardzo się starał, nie był już w stanie wydobyć z siebie głosu”. Autorka zwraca uwagę na szczegóły i potrafi je opisać tak, że zapadają w pamięć. Nieodparcie nasuwa mi się porównanie z malarzem, który dopieszcza swoje obrazy muśnięciem pędzla 😊 „Małymi łyczkami sączyli brunatną, właściwie prawie czarną ciecz z niewielkich białych jak śnieg filiżanek z czerwono-zielonym spodeczkiem, delektując się każdą niemal kroplą”. “Jak długo ucieczka może być dobrym rozwiązaniem, gdy czujesz na plecach oddech zła?” No właśnie. Zło przybiera różne oblicza i różne postacie. Zazwyczaj jest to człowiek pozbawiony uczuć, zdeprawowany, owładnięty chęcią zemsty tak, że wszystko inne przestaje się dla niego liczyć. Albo człowiek zaślepiony mylnie pojętym uczuciem do kogoś. Oddech zła czułam bardzo wyraźnie. Szczególnie w chwilach, gdy rodzina znowu musiała po raz kolejny zmienić miejsce pobytu. Oddech zła i poczucie zagrożenia nie opuszczało mnie przez całą książkę. Kumulacja nastąpiła w stoczni, gdzie rozwiązanie znalazły wszystkie wątki. No, może nie wszystkie, bo parę rozwiązało się już wcześniej. Jak choćby to, kim jest Łowca. Jak zwykle w takich historiach bywa, nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Zły nie jest dobrym, dobry nie jest złym, a Łowca … Jego cień naprawdę pada na wszystkich przez całą historię, ale bynajmniej nie jest to postać ze snu, tylko jak najbardziej żywy człowiek. I to jego (lub jej) dotyczy jedna z tajemnic książki. „W cieniu Łowcy” nie jest tylko thrillerem. To historia o miłości. O miłości rodzinnej. Bo Bellini i Franco kochają nie tylko siebie, kochają ponad wszystko swoje wnuki. I zrobili wszystko by pomóc wrócić im do równowagi po stracie ukochanych rodziców, a potem uchronić przed bezwzględnymi gangsterami. Rodzina ma grę „Ti voglio bene” (kocham cię). „- A może powiesz to do naszej kamery? (…) Kocham cię za to, że po prostu … jesteś z nami. Ti voglio bene, Lullu”. Każdy mówi o każdym coś, za co go kocha. I kończy „Ti voglio bene”, dodając imię osoby, o której mówi. Nie mogę nie wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy, mianowicie o tym, jak bardzo międzynarodową rodziną jest rodzina Martelli. Ale myślę, że najlepiej zrobi to mały Rocco. „Ja jestem Włochem, ale mieszkam w Niemczech, we Frankfurcie nad Menem przy ulicy Baśniowej. I mój tatuś jest Włochem i dziadek Franco …      i moje starsze siostry, Antonia i Lullu też, ale nasza mama to Portugalka, a w Portugalii mieszka babcia Selma. Moja druga babcia, Bellini, to Polka i dziadek Makary i babcia Marynia, to też Polacy. I jeszcze mam babcię Orianę, ona jest Włoszką, ale mieszka w Paryżu … i w Paryżu mieszka też babcia Valeria i dziadek Vincent, ale oni to są Francuzi, ale ciocia Sylwia, co mieszka w Irlandii też jest Polką”. Acha – na pewno nie będę zaglądać do żadnych dziupli! 😜 Bardzo dziękuję pani Agnieszce Kazale  http://www.facebook.com/Kaza%C5%82ka-437828253015862/?ref=hl&_rdc=1&_rdr  z  wydawnictwobialepioro.pl/   za kolejny wspaniały patronat 😘❤️  

Be First to Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.