Jolanta Kosowska “Pocztówki z Portugalii”

Nie pamiętam, żeby któraś książka przeczołgała mnie tak bardzo emocjonalnie. Z początku czytałam ją tak jak czyta się historię o zdradzonej miłości, historię dziewczyny, która nagle zawiodła się na swoim chłopaku, któremu ufała. Ale to był tylko wstęp, preludium. Bo potem emocje zaczęły przybierać na sile.

Nawet teraz, kiedy piszę o tym już jakiś czas po przeczytaniu, coś dławi mnie w gardle. Właściwie zdałam sobie sprawę, że ja nie czytałam tej książki. Owszem, tak jak napisałam na początku – zaczęłam ją czytać. Ale potem po prostu zaczęłam towarzyszyć bohaterom. Ktoś mógłby zapytać, co w tym trudnego, przecież czytam i towarzyszę bohaterom? Chodzi mi o takie towarzyszenie, kiedy wraz z bohaterami przeżywam to co oni. Bo ja naprawdę czułam się spokojna, kiedy słyszałam jak Olga dziękuję Grażce, za to, że “Zaczęłam latać. Tobie zawdzięczam to, kim dzisiaj jestem”. Czułam emocje targające panią Karoliną, opowiadającą Oldze o pierwszym spotkaniu z Wojtusiem. Razem z Konradem wolałam wyjechać z Wrocławia, w którym każdy zakątem przypominał Olgę …Wraz z Olgą podziwiałam Portugalię, a przede wszystkim Sintrę. Można by wymienić tu każdą z tych emocji – ale przecież nie o to chodzi.

Kiedy zastanawiałam się, co jest kluczem do tej historii, przyszło mi do głowy tylko jedno. MIŁOŚĆ. Miłość pokazana w wielu odsłonach, relacjach i emocjach. Trudna, wykuwana w cierpieniu miłość Olgi i Konrada. Miłość rodziców do dziecka. Miłość mamy do dziecka. “Dzisiaj zrozumiałam, że każda kolejna [reanimacja] byłaby bezsensownym przedłużaniem cierpienia. Siedziałam przy Wojtku. Trzymałam go za rękę. Opowiadałam mu o naszych ostatnich wakacjach, o motorach, o mnie, o nim i o Andrzeju. Mówiłam mu, jak bardzo go kochamy. (…) Serce Wojtusia przestało bić, odszedł. Wyglądał, jakby spokojnie zasnął. Bez strachu i bólu”. Miłość męża do żony. Bo przecież to co zrobił Andrzej, podyktowane było ogromną miłością i czułością do Julii i ukochanego synka. Ale także dojrzała miłość Marii Franciski i Alberta, choć przerwana tragicznie, trwająca nawet po jego śmierci.

Na koniec chcę wspomnieć o jeszcze jednym rodzaju miłości. To niewątpliwie miłość do otaczającego świata i piękna natury, ta miłość, którą Jola Kosowska jest szczodrze obdarzona. W malarski sposób kreśli obrazy pałacu w Sintrze, wyczarowując mgłę i złowrogi szept, który przeraził nie tylko Olgę, ale i we mnie wzbudził trochę strachu … To wspaniałe malarskie obrazy kafelków, ogrodów, szum oceanu, mgła, a nawet ubrania odmalowane tak, że spokojnie można by według tego zrobić wykrój.

Cieszę się, że dzięki tej historii miałam możliwość poznania Wojtusia. “To był wspaniały chłopiec. (…). Wcześniej miał wspaniałe życie. K iedy jego rodzice dowiedzieli się o chorobie, próbowali pokazać mu wszystko, co wydawało się im najpiękniejsze. Wojtek jeździł na nartach, wędrował po szlakach górskich, pływał, nurkował, grał w piłkę … był w dziesiątkach miejsc … przez parę lat przeżył więcej niż inni przez całe długie i nudne życie. To dzięki niemu zrozumiałam, że zdecydowanie ważniejsze od tego, jak długo się żyje, jest to, jak się żyje”.

Be First to Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.