Jakoś tak się zadziało, że najpierw trafiła do mnie “Bezimienna”, a potem dopiero przeczytałam “Znikające dziewczyny”. Sporo mi to wyjaśniło, jeśli chodzi o życie prywatne Josie Quinn, ale tak naprawdę to można by czytać t historie niezależnie. Bo autorka wtrąca na tyle różne dopowiedzenia odnoszące się do tego co wydarzyło się w poprzedniej historii, a zarazem wyjaśniające różne teraźniejszości – że czytelnik jest na bieżąco.
Josie Quinn to silna, zdecydowana policjantka. Pełni funkcję komendanta policji w Denton. Życie nieźle jej dokopało. Mimo to Josie nie poddaje się. Ratunkiem staje się praca. “Wiedziała, że nie powinna się zasłaniać pracą, ale tylko tam miała poczucie kontroli nad sytuacją”. Bo wszystko zdaje się nie tak. Luke, jej narzeczony nie jest sobą. Od kiedy zginęli jego przyjaciele, nie potrafi się z tym pogodzić. Dla Josie jest to coraz trudniejsze do zniesienia. A potem nagle Luke znika. Zostają znalezione tylko ślady krwi i dziewczyna w jego ubraniach, która nie wie kim jest i jak się tam znalazła. Zanim jeszcze to się wydarzyło, Josie zostaje wezwana do ofiary pobicia. Na miejscu zastaje zranioną matkę, która dopiero co urodziła. To Misty Derossi, z którą zdradził Josie jej nieżyjący już mąż Ray Quinn. Niestety – dziecko zniknęło bez śladu.
Josie wraz ze swoim zespołem rozpoczyna bardzo żmudne śledztwo, chcąc przede wszystkim odnaleźć dziecko i to całe i zdrowe – choć wie, że to może być niemożliwe. Na szczęście może liczyć na wsparcie swojego zastępcy, inspektora Noaha Frayleta i swojej babci Lisette. Czego nie można powiedzieć o dociekliwej dziennikarce Trinity Payne, która za wszelką cenę chce się wybić i wszędzie szuka informacji do materiału życia.
Rzadko kiedy piszę na swoim blogu o książkach niepolskich autorek. Ale zarówno “Zanikające dziewczyny” jak i “Bezimienna” spowodowały, że każdą z książek przeczytałam jednym ciągiem. Podoba mi się postać silnej, a zarazem kruchej i delikatnej w środku bohaterki. Bezkompromisowa jeśli chodzi o walkę ze złem, ale nie potrafiąca ochronić siebie. Usiłuje sama walczyć ze swoimi demonami z dzieciństwa, nie mówi o nich nawet swojemu narzeczonemu Lukowi. Tylko Ray wie, co ją spotkało, ale Ray był zawsze.
W “Bezimiennej” podobał mi się także zabieg, którego autorka użyła, by zaintrygować czytelnika. Co jakiś czas pojawia się notka prasowa o śmierci jakiegoś nastolatka bądź młodej osoby. Za każdym razem jest to wypadek. Każda ofiara miała coś na sumieniu. Co łączy tych wszystkich ludzi?
Czekam na kolejny tom przygód Josie Quinn, a “Bezimienną” przeczytałam dzięki BT zorganizowanemu przez https://www.kryminalnatalerzu.pl/
Be First to Comment