Pandemia zmieniła wszystko.
Pandemia zmieniła wszystkich.
Czy można napisać o pandemii tak, by nie były to suche fakty ani nie była to jedna wielka tragedia?
Każdą książkę Jolanty Kosowskiej biorę w ciemno.
Takie myśli towarzyszyły mi kiedy zaczynałam czytać “W piekle pandemii”. Tak, bałam się tej książki. Ale po paru pierwszych stronach lektura wciągnęła mnie tak, że nie mogłam się oderwać aż do skończenia, do ostatniej strony. Skończyłam tą książkę czytać parę dni temu a emocje, które powstały podczas lektury “W piekle pandemii” nadal są żywe.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest to historia Olivii i Marcella a także ich przyjaciół, Berndta i Adriany z Drezna, rodziców niepełnosprawnej Sari oraz Antonia i Luci z Wenecji. Wszyscy nagle znaleźli się w innej rzeczywistości jaką stała się pandemia. “Na świecie zaczęłą się toczyć nierówna wojna z wrogiem, którego nie widać”. Mężczyźni, którzy są lekarzami, od razu zaczynają pomagać. Marcello jedzie do Wrocławia, Antonio do Bergamo, a Berndt zostaje na miejscu, co skutkuje tym, że podejmuje decyzję o przeniesieniu się do altanki w ogrodzie, żeby nie narazić niepełnosprawnej córki na jakikolwiek kontakt z wirusem.
O wszystkim co się dzieje wiemy od Olivii. To ona opowiada o swojej tęsknocie i rozmowach z Marcellem, o swoim pobycie w domu babci Marcella, Eleny Rossi. To ona przekazuje wiadomości, jakie piszą do niej przyjaciele. I mogłyby być to bardzo monotonne opowieści. Ale Jolanta Kosowska napisała je tak, że te wiadomości wysyłane do Olivii stają się pierwszoplanowym tekstem, zaczynają żyć i nie ma się żadnego problemu ze śledzeniem historii Adrianny i Berndta czy Luci i Antonia. To Olivia czyta pamiętnik anonimowego mieszkańca Bergamo, wraca do niego często. To co on pisze jest przerażające ale i dające nadzieję, że człowieczeństwo nie zginęło. Pisze o zwykłych ludzkich odruchach, o zwykłym ludzkim życiu w jednym z najbardziej zagrożonych miejsc na świecie. To wreszcie Olivia wraca wspomnieniami do szczęśliwych chwil z Marcellem, wspominając jak się poznali, wędrując przez miejsca w których razem byli. To wtedy właśnie malują się wspaniałe obrazy, które jak nikt potrafi malować słowem Jolanta Kosowska. Sprawia, że niemal namacalnie czuje się krople wody uderzające w płynącą gondolę czy ciepłe promienie budzącego się słońca pieszczącego twarze.
Pandemia nikogo nie pozostawiłą obojętnym. W jednym momencie zmieniło się wszystko, świat stanął, zaczęła się walka o życie. Jolanta Kosowska zabrała mnie na pierwszy front walki z niewidzialnym wrogiem, do świata bohaterów – lekarzy, niosących pomoc. Sama jest lekarzem, mamą niepełnosprawnego Piotrusia, więc tym bardziej wszystkie emocje towarzyszące bohaterom książki były wzmocnione. Opisała je tak, że czułam lęk i strach Olivii o Marcella, bezradność Adrianny, kiedy Berndta całą sytuacja na początku przerasta i trafia do psychiatry, a ona nie może mu pomóc, gniew Antonia, kiedy słyszy bzdurne pytania, które zadaje mu dziennikarz i wiele innych emocji. Na nowo przeżywałam całą mieszankę uczuć, która towarzyszyła mi, kiedy covid 19 zaczął w błyskawicznym tempie opanowywać świat. W całej tej sytuacji najbardziej tragiczną postacią jest dla mnie Ania – żona Mateusza. To kolega Marcella, z którym kontaktuje się Olivia. Nie będę zdradzać szczegółów dlaczego, warto przeczytać całą tą wielowarstwową historię.
Mimo strasznego tematu “W piekle pandemii” jest pełne nadziei. Bo w pamiętniku mieszkańca Bergamo, który czyta Olivia, pełno jest drobnych gestów, świadczących o tym, że jednak myślimy o jedni o drugich. Że ważny jest nawet mały gest – jak choćby grane na balkonie utwory na trąbce. “Wczoraj Pietro stanął na balkonie i zagrał na trąbce Ave Maria Johanna Sebastiana Bacha i Charlesa Gunoda”. Najważniejsze zdanie jest ostatnim zdaniem książki. I wiem już na pewno, że “W piekle pandemii” Jolanty Kosowskiej” pozostanie jedną z najważniejszych książek jakie kiedykolwiek przeczytałam.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki “W piekle pandemii” Jolanty Kosowskiej.
Generalnie, nie lubię czytać recenzji zanim sama nie przeczytam… Tu zajrzałam z czystej ciekawości….
Bardzo mi się podobało. Brawo Mario.
Ewo bardzo dziękuję. Zapraszam do częstszych wizyt 🙂