Lena Milewska. Na pozór szczęśliwa żona, mama i nauczycielka. Na pozór. Bo po latach spędzonych z mężem, kiedy jest pewna, że dzieci usamodzielniły się, wyprowadza się z ich wspólnie urządzonej willi i wynajmuje dom na wsi. “Uświadomiła sobie, że to co ich (z mężem) łączyło od ponad trzydziestu lat, nie miało nic wspólnego z miłością. Stanowili instytucję, której niewątpliwie szefem był Bartek. On zarządzał i decydował o wszystkim. Był panem podwórka, domu i wszelkich dóbr materialnych. Lena od lat rzucona w wir pracy zawodowej, awansu, obowiązków nie dostrzegała tej dyskryminacji. Teraz, dopiero po wielu latach, zdawała sobie z tego sprawę. (…) Szacunek do samej siebie. To stanie się teraz jej życiową dewizą. (…) Decyzja o wyprowadzce z mężowskiego pałacu była pierwszym krokiem inwestowania w troskę o własną przyszłość”. Wynajęty dom w Leszczynce staje się jej miejscem. A tam, w chwilach wolnych od pracy, pisze. Bo pisanie towarzyszy Lenie od zawsze. Mam wrażenie, że ono jest w jej krwioobiegu, jest jej niezbędne do życia, jak tlen, jak powietrze do oddychania. “Musiała pisać, powinna pisać o tym co wykreuje jej wyobraźnia”.
Oprócz pisania Lena kochała podróżować i zwiedzać. Miała na podróże swój plan. “Sawantka zaplanowała zobaczyć i opisać możliwie jak najwięcej domostw – muzeów literatów polskich”. Podoba mi się ten pomysł, który naprawdę można samemu wcielić w życie. Wraz z Leną poznajemy Romanów, gdzie “mały Józio Kraszewski spacerował z prababką Konstancją tymi grabowymi alejkami”, Russów, “gdzie dzieciństwo i młodość spędziła autorka Nocy i dni”, Reymontowskie Lipce, Rejowskie Nagłowice, Oblęgorek i Opinogórę. W każdym z tych miejsc Lena chłonie wszystkimi zmysłami, wręcz całą sobą klimat miejsca. Jej zmysły są wyostrzone bardziej niż u innych. Niemal bez przerwy coś notuje. „Bezchmurne niebo dzierżyło w ramionach podlaską ziemię. Złoty jej płaszcz omdlały ciepłem wyczekiwał jeszcze na jesienny deszcz. Deszcz życia. Tę ulotność chwili Lena musiała utrwalić. Musiała to zrobić tu i teraz. Tak już miała. Przeprosiła więc swoich współtowarzyszy podróży i oddaliła się nieco. Wyjęła z torebki notatnik i zaczęła pisać”. Ale dzięki tym niezwyczajnym opisom mamy możliwość odbycia literackich podróży w przeszłość. Autorka bowiem świetnie operuje słowem – maluje historie z przeszłości, wywołuje dawne postacie i zdarzenia, przywraca świetność dawnym budowlom. Brzmi jak bajka? Bo tak jest! Ja w każdym razie nabrałam ochoty na sprawdzenie, czy można wytyczyć szlak literacki przez Polskę tak, by zacząć go w jednym miejscu i objechać Polskę, albo czy można powędrować literacko wzdłuż Wisły lub … Czytałam „Sawantkę” i powoli czułam spokój. Bo to książka, która jest napisana tak, że przenosi słowem daleko. Nagle zorientowałam się, że oddycham w rytmie przyrody i chcę dowiedzieć się jeszcze więcej o dawnych zwyczajach wielkanocnych. Lena napisała o nich broszurę, “wszystko po to, by utrwalić tradycje przodków, by nie odpłynęły na krze z nurtem wiosennej rzeki”. Dawne zwyczaje pojawiają się zresztą we wspomnieniach z dzieciństwa samej Leny. To sprawiło, że i ja przeniosłam się do własnych wspomnień z dziecięcych lat. Celina Mioduszewska fantastycznie posługuje się słowem. Tka kobierce, na których bujność i gęstość drzew i liściastych krzewów kryła w sobie tajemniczość (…), różnorodność gatunków hortensji, mnogość krzewów lawendy, różnokolorowe liście Żurawek przyciągały wzrok”. Nagle świat zwalnia, człowiek zatrzymuje się, zaczyna inaczej oddychać i patrzeć, zaczyna dostrzegać, że warto oderwać się od komórki i laptopa, pojechać do lasu i pójść na spacer by powdychać zapach drzew. “Sawantka siedziała na tylnym siedzeniu i przyglądała się palecie barw okrywających przydrożne skupiska leśne. Świat był taki piękny”. Świetny pomysł to motyw sztuki kulinarnej w literaturze. “Sztukę kulinarną można uznać raczej za rzadki motyw w literaturze, stanowiący w danym tekście raczej kwestię podrzędną, schodzącą na dalszy plan”. Wymienione są tylko te pozycje: “Pan Tadeusz”, “Granica”, “Przedwiośnie”, “Konopielka”. Może ktoś pokusi się o zrobienie pracy badawczej?Jestem autorce bardzo wdzięczna za „Sawantkę” i to podwójnie. Dziękuję za to, że mogłam objąć ją patronatem. I za samą książkę. Bo dzięki niej zwolniłam. Zaczęłam inaczej oddychać. Z ciekawością podróżowałam w różne miejsca, także w znane mi jak choćby wąwóz Homole, Sokolica czy Czerwony Klasztor. Zrobiłam plany co do paru projektów. To jest książka właśnie na ten czas.
A na koniec jeszcze chcę odpowiedzieć na pytanie, czy Lena jest sawantką?
Sawantka (z franc. savante – wiedzieć, umieć) kobieta wykształcona, erudytka. Ze względu na swoją wiedzę jest kobietą godną podziwu, jednak słowo to może w zależności od kontekstu przybierać wydźwięk negatywny i określać kobietę, która swoją erudycją się przechwala.
Celina Mioduszewska parę razy nazywa swoją bohaterkę sawantką. “Lena próbowała jeszcze łowić z tych wakacyjnych chwil najwięcej, jak się dało. Czerpanie z życia garściami to egzystencjalne credo sawantki”. Lena zdecydowanie jest kobietą wykształconą, erudytką. Ale nie przechwalającą się swoim wykształceniem. Tak, Lena jest sawantką.
Be First to Comment