Dawno żadna z książek mnie tak nie zaskoczyła jak ta. Ostatnio przeczytałam parę książek mieszczących się w tematyce, którą mogłabym określić mianem “romansu gangsterskiego”. Każda z nich miała treść, która mniej lub bardziej pasowała do schematu: piękna, niewinna dziewczyna, która znalazła się przypadkiem w centrum wydarzeń, syn szefa mafii, będący bogiem seksu i mający od samego początku chrapkę na niewinną dziewoję, ale mający też narzeczoną, oraz ojca. Jest jeszcze zły charakter, który również ma chętkę na niewinną dziewczynę, a która już zdążyła się z wzajemnością zakochać w gangsterze. Ojciec jest zdecydowanie przeciwny niewinnej dziewczynie, chociaż syn zdaje się darzyć ją szczerym uczuciem – ale narzeczona jest gwarancją dobrego interesu czyli sojuszu rodzin. Oczywiście do tego dochodzi krwawa wojna i ofiary, dziewczyna pokazuje swój charakter w starciu z całą resztą i wychodzi na to, że wcale nie jest takim potulnym jagniątkiem, syn zostaje poważnie ranny w krwawej strzelaninie, ale na szczęście przeżywa i dochodzi do siebie pod czułą opieką ukochanej, będącej z nim w ciąży. Są też oczywiście sceny pełne seksu, ale i miłości.
W “Gangsterskiej grze” wszystko zdawało się być, chociaż … od początku miałam wrażenie, że jest to jakieś … przerysowane. Nie ma tu uczucia, łączącego zazwyczaj (zazwyczaj) niewinne dziewczę i mafiosa. Tu było tylko zwierzęce pożądanie, które już na samym początku dobitnie okazała Maksymilian Erice. Nie było go również potem, po ugaszenia pragnienia, które połączyło tą dwójkę. Zadziwiła mnie Jasmine, narzeczona Maksymiliana, która chce się zaprzyjaźnić z Eriką. I aż trudno mi było uwierzyć w przemianę Sergia, którego sam Maksymilian określił mianem największego potwora w swojej rodzinie, a który nagle zaczął rozmawiać z Eriką tak jakby to była towarzyska pogawędka dwojga przyjaciół.
Mimo wszystko akcja mnie wciągnęła na tyle, że byłam ciekawa jak to się skończy. No i zakończyła się tak, że przegrałabym każdy zakład. Takiego zakończenia w ogóle się nie spodziewałam. Musiałam się cofnąć, przeczytać jeszcze raz ostatni rozdział – choć on też byłby niezłym zakończeniem – i dopiero wtedy naprawdę uwierzyłam, że się nie pomyliłam ani, że nie ominęłam, żadnego kawałka. I przy takim zakończeniu wszystko nabrało sensu i ułożyło się w fantastyczną całość.
Be First to Comment